Po niesamowitych widokach w Elli zdecydowaliśmy się wyruszać do Parku Narodowego Yala. Safari w Yala było pierwszym safari w naszym życiu i do dziś budzi w nas wiele emocji. Zapraszamy do lektury wpisu, w którym opiszemy nasze wrażenia z tej części naszej lankijskiej przygody!
A jeśli chcesz dowiedzieć się co porabialiśmy wcześniej na Sri Lance, zajrzyj do wpisów: o trudnych początkach w Colombo , o wpisanym na UNESCO Kandy lub o zielonej Elli :).
Na północ czy na południe?
Po aktywnych dwóch dniach w Elli wypełnionych przepięknymi widokami musieliśmy podjąć decyzję. Czy wyruszymy zgodnie z pierwotnym planem na północ w stronę najbardziej popularnych atrakcji takich jak Dambulla i Polonnaruwa, czy też zmienimy plan w ostatniej chwili i udamy się na południe wyspy. Niestety nasz czas przeznaczony na Sri Lankę był ograniczony do tylko 12 dni, co jest stanowczo zbyt krótkim okresem by zwiedzić ją w całości. Za obraniem kierunku południowego przemawiał głównie Park Narodowy Yala. Bardzo chcieliśmy wziąć udział po raz pierwszy w życiu w safari, a gdybyśmy wybrali się na północ nie starczyłoby nam czasu. Część północna wyspy miała być z kolei bezpieczniejsza, ponieważ na południu można było odczuć porę deszczową. Po długich rozważaniach zdecydowaliśmy się wyruszyć na południe, zostawiając sobie całą północ wyspy na naszą następną wizytę na Cejlonie.
Podróż z Ella do Yala
Mając już plan z samego rana udaliśmy się na przystanek w Ella, z nadzieją, że ktoś wskaże nam odpowiedni autobus. Wcześniej dowiedzieliśmy się, że by dostać się z Ella do Yala należy złapać autobus jadący na południe w kierunku Matary i Galle. Należy wysiąść na wysokości Tissamaharama, która jest miejscowością najbliższą Parku Narodowego, a następnie tuk tukiem dojechać do swojego pensjonatu, który dobrze jest zarezerwować sobie wcześniej.
Czekanie na autobus umilił nam starszy pan, który ku naszemu zdumieniu znał trochę angielski. Gdy nadjeżdżał jakikolwiek autobus podbiegaliśmy szybko i pytaliśmy się o Yala/Tissamaharama. W końcu. po nie aż tak długim czasie oczekiwania, trafiliśmy na właściwy autobus. Udało nam się wcisnąć na ostatnie miejsca na samym końcu, co miało się okazać błogosławieństwem. Wchodząc do autobusu na Sri Lance nie musimy się przejmować zakupem biletu – w każdym pojeździe jest bileter, który na pewno do nas podejdzie i pobierze należność. Z naszych obserwacji wynika, że płaciliśmy tyle samo co miejscowi, a kwoty te były bardzo niskie.
,
Droga jest bardzo kręta, co w połączeniu z szalonym stylem jazdy kierowcy gwarantuje niesamowite emocje. Oczywiście drzwi w czasie jazdy są cały czas otwarte, dlatego bardzo doceniliśmy nasze miejsca siedzące. Po drodze mijamy wodospady Ravana Falls, jednak ze względu na prędkość ciężko ustrzelić sensowną fotkę.
Po zjechaniu z gór droga jest już prosta, jednak nie oznacza to, że spokojna :D. Co to to nie, kierowca wykorzystując naczelną zasadę panującą na Sri Lance (większy ma pierwszeństwo) pruje środkiem drogi absolutnie nie zważając na panujący ruch. Nieraz od wypadku dzieliły nas dosłownie centymetry! Wszystko to w kakofonii lokalnej muzyki disco, wiatru dmuchającego przez otwarte drzwi i wyjącego, piłowanego do granic możliwości silnika.
Dlatego chociaż trasa z Ella do Pannegamuwa Junction (miejsca gdzie należy wysiąść, na wysokości Tissamaharama) liczy raptem 82 kilometry to po wyjściu z autobusu byliśmy wypompowani i marzyliśmy by odpocząć w hostelu. Na przystanku stoi zawsze dużo tuk tuków, czekających na turystów. Uzgodniliśmy cenę z jednym z kierowców i udaliśmy się do naszego hostelu o nazwie Janaka Safari Homestay. Od przystanku jest to tylko około 5 kilometrów.
Wybór opcji safari
Janaka Safari Homestay oferuje nocleg w domkach na drzewie, co na pewno stanowi nie lada atrakcję. My jednak, ze względu na niższą cenę, wybraliśmy pokój dwuosobowy w tym samym budynku, w którym żyli właściciele. Sam pokój był całkiem ok, z dużym łóżkiem dwuosobowym, prywatną łazienką, wiatrakiem i co najważniejsze szczelną moskitierą. Nasz pobyt trwał dwie noce i obejmował smaczną kolację.
Od razu po przyjeździe na miejsce wypytaliśmy właściciela o safari. Oferował on różne opcje:
- Morning safari – od 5 rano do 9:30 za 35 USD/osoba
- Evening safari – od 15:30 do 19:00 za 40 USD/osoba
- Full day safari – od 5 rano do 18:00 za 57 USD/osoba
- Special leopards safari- od 4:30 rano do 11:30 36 USD/osoba – opcja dla tych którzy za wszelką cenę chcą zobaczyć lamparta. Wycieczka zaczyna się trochę wcześniej co pozwala dotrzeć do Parku Narodowego przed innymi jeepami.
My zdecydowaliśmy się na Evening safari, ponieważ akurat na tę opcję była chętna jeszcze dwójka turystów nocujących w naszym hostelu. Jeśli bierzemy safari w cztery osoby cena jest niższa niż dla tylko dwóch osób. Z perspektywy czasu uważamy, że była to dobra decyzja. W ciągu naszego safari zobaczyliśmy bardzo dużo zwierząt i czas trwania tej opcji był w naszym odczuciu wystarczający by nacieszyć się naturą do maksimum.
Safari w Yala
W następnym dniu wyruszyliśmy punktualnie z dwójką innych turystów w stronę Parku Narodowego Yala. Po drodze nasz kierowca zatrzymał się tylko po bilety wstępu do parku.
Podczas safari podróżujemy specjalnie do tego przystosowanym jeepem. Tył pojazdu w którym siedzimy jest uniesiony i tylko częściowo zabudowany co zapewnia lepszy widok. Dodatkowo osoby siedzące z przodu mogą uchylić przednią szybę co daje możliwość robienia ładnych zdjęć. Cały czas pozostajemy w środku, nie można opuszczać pojazdu. Na pewno warto mieć własną lornetkę. Wiele zwierząt znajduje się w oddali i trudno dostrzec je gołym okiem. Kierowca dał nam do dyspozycji jedną lornetkę jednak była ona w ciągłym obiegu między pasażerami. Dobrze mieć nakrycie głowy bo słońce potrafi mocno przypiec.
Po przekroczeniu bram Parku Narodowego zaczęła się prawdziwa przygoda! Tak jak wspominaliśmy na początku, było to nasze pierwsze safari w życiu. Gdy po raz pierwszy małe stado słoni przemaszerowało tuż przed naszym autem było to niesamowite przeżycie.
Zobaczyliśmy również całe mnóstwo bawołów, które najczęściej wyłaniały tylko swoje rogate łby nad wodę.
.
Nie brakowało również krokodyli, chociaż był one najtrudniejsze do dostrzeżenia za sprawą swojego maskującego koloru. Oprócz tego podziwialiśmy masę ptaków, dzików i innej zwierzyny. No i w ogóle widoczki były ładne ^^
Jednym z najfajniejszych momentów było spotkanie z sloth bear/wargaczem leniwym. Jest to rzadko spotykany ssak z rodziny niedźwiedziowatych, występujący wyłącznie w południowej Azji. Ten niedźwiadek z charakterystycznym wydłużonym pyskiem dał nam się poznać z bardzo bliska, co według słów naszego kierowcy nie zdarza się często.
Podczas naszego safari zobaczyliśmy mnóstwo zwierząt, nie dane nam było jednak dostrzec lamparta mimo usilnych starań naszego kierowcy. Przez cały czas naszej wycieczki odbierał telefony, po których pędził w inne miejsce parku. Były to informacje od innych przewodników o prawdopodobnym miejscu, gdzie można zobaczyć lamparta. Niestety po dotarciu na miejsce okazywało się, że podstępny kocur znów nasz oszukał i schował się w zaroślach :p. Cóż, czasem ma się po prostu pecha 😛
Gdy słońce chyliło się ku zachodowi ruszyliśmy w drogę powrotną do hostelu. Był to super dzień, który na długo utkwił w naszej pamięci. Zobaczenie tylu zwierząt w ich środowisku naturalnym było niesamowitym przeżyciem!
Kolejnego dnia czekał nas przejazd na południowe wybrzeże Sri Lanki i błogie lenistwo przez kolejnych kilka dni, wśród tamtejszych palm! O relaksie na lankijskim wybrzeżu poczytasz w TYM wpisie :).
Zachęcamy również do przejrzenia innych treści naszego bloga :).
Legendy, ciekawostki i przysłowia
I na koniec zapraszamy Cię do zapisania się do naszego newslettera, żebyśmy mogli być z Tobą w stałym kontakcie! Wpisując swojego maila otrzymasz od nas listę zawierającą 150 pomysłów na prezent dla podróżnika! 🙂 Newsletter znajdziesz na dole strony! 🙂