Listwianka i Irkuck – część 5 wyprawy 2018

Wyjeżdżaliśmy z wyspy Olchon. Za nami zdecydowanie najpiękniejsza część Rosji, którą dane nam było zobaczyć podczas tej podróży. Niemniej, Listwianka i Irkuck, do których zmierzaliśmy również bardzo nam się spodobały :). Zapraszamy na część 5 z wyprawy, którą odbyliśmy w 2018 roku.

Listwianka

Wracając z wyspy Olchon (o której możecie poczytać tutaj) wsiedliśmy w autobus do Irkucka, a później do Listwianki. Po ok 10h byliśmy  w kolejnym miejscu, zbyt zmęczeni podróżą, żeby coś zwiedzać. Zostawiliśmy sobie to na dwa kolejne dni. Najpierw jednak zaszliśmy do informacji turystycznej, gdzie ku naszemu zdziwieniu, ładnym angielskim Pani odpowiedziała na nasze pytania. Na kolejny dzień planowaliśmy przepłynięcie do wioski большая коты (po przełożeniu na nasz alfabet byłoby to: Bolszaja Koty, co oznacza Wielkie Koty :D). Stamtąd planowaliśmy 25km trekkingu z powrotem do Listwianki.

W hostelu przywitała nas miła, starsza Pani, która zupełnie nie mówiła po angielsku, ale która zaskoczyła nas swoja rezolutnością! Przyszła do nas z tabletem, na którym uruchomiła translator. Mówiła do tableta po rosyjsku, a my otrzymywalismy przetłumaczone, głosowe instrukcje po angielsku! A mówią, że starsi ludzie nie radzą sobie z technologią – ta Pani obaliła stereotypy :D.

Niestety, plan z trekkingiem z Wielkich Kotów się nie powiódł. W nocy dopadły mnie problemy żołądkowe. To była niestety tylko kwestia czasu, zawsze tak jest. Na każdym dalszym wyjeździe, żołądek w pewnym momencie nie wytrzymuje tej zmiany żywienia. Ale to nic, na drugi dzień nie czułam się aż tak źle, więc mogliśmy przespacerować się po Listwiance. Jest to miejscowość bardzo turystyczna, kurort głównie dla Rosjan i Chińczyków, z dobrą infrastrukturą turystyczną. Nie ma takich typowych, wielkich hoteli jak na zachodzie, ale zjeżdża tam całkiem sporo ludzi.

Najpierw poszliśmy na targ, na którym Piotrek kupił sobie wędzoną rybę z Bajkału. Nie był to najsłynniejszy i najdroższy omul, tylko jakaś inna rybka.

.

Listwianka

Później zrobiliśmy sobie długi spacer wzdłuż wybrzeża – chcieliśmy dojść do skały Czerskiego (nazwa pochodzi od nazwiska polskiego zesłańca – geologa).

Listwianka

Doszliśmy aż do skraju lasu, na parking i okazało się że mamy do wyboru 2 opcje – wejść na górę przez las lub wjechać wyciągiem krzesełkowym (takim narciarskim). Pierwotny plan obejmował wejście na nogach, jednak po dotarciu na parking zobaczyliśmy rozwieszone ostrzeżenia przed kleszczami. Nie wzięliśmy ze sobą akurat środka na kleszcze, a ja jeszcze w Polsce naczytałam się o mnogości kleszczy na Syberii i o chorobach, które przenoszą, a na które nie zrobiliśmy sobie szczepień. Podjęliśmy więc decyzję o wjechaniu na górę kolejką. Nie był to długi odcinek, po kilkunastu minutach wolnej przejażdżki znaleźliśmy się na górze z pięknym widokiem na źródło rzeki Angary, która bierze swój początek w Bajkale (źródło ma aż 1 km szerokości!). 

Listwianka Listwianka

W drodze powrotnej poszliśmy do informacji turystycznej. Chcieliśmy upewnienić się czy promy do Wielkich Kotów następnego dnia odpływają o tej samej godzinie. Ku naszemu nieprzyjemnemu zaskoczeniu, okazało się, że odpływa tylko jeden prom i nie ma już na niego wolnych miejsc. Zapadła szybką decyzja, że w takim razie przejdziemy połowę tej trasy i wrócimy. Nie dalibyśmy rady zrobić 25 km w jedną stronę i 25 km w drugą, ale już 12 w jedną i 12 w drugą to co innego.

Kolejny dzień minął nam na realizacji tego planu, trasa prowadziła przez las, było się trzeba trochę powspinać pod górę. Po 12 km doszliśmy na kamienistą plażę i spędziliśmy tam ok 3h, z czego ja przespałam jakieś 1,5h :p.

Chciałam się zamoczyć w lodowatym Bajkale chociaż raz, a że był to ostatni już dzień to i ostatnia szansa. Niestety brzeg był tak kamienisty i śliski, a woda tak płytka i wzburzona falami, że nie dało się wejść na tyle głęboko, żeby popływać. Weszłam po kolana, usiadłam i dałam się oblać falom, ale zadanie uznaję za wykonane – zamoczyłam się w Bajkale :).

Listwianka

Irkuck

To był już ostatni dzień nad Bajkałem, kolejnego dnia wróciliśmy do Irkucka. Rano padał deszcz (w sumie to dopiero trzeci deszczowy dzień podczas tego wyjazdu, czyli nie tak źle), ale zanim wyszliśmy z domu deszcz ustał i pozostało jedynie mocne zachmurzenie na niebie. Po tych kilku chwilach spędzonych wcześniej w Irkucku, wysnuliśmy wniosek, że nic ciekawego nas tam nie czeka, jednak myliliśmy się. Jak to się mówi ‘nie należy oceniać książki po okładce’, tak też było w przypadku Irkucka. W mieście poprowadzona jest zielona trasa, która prowadzi przez główne atrakcje i faktycznie jest tam sporo ładnych budynków wartych obejrzenia. Można spędzić ciekawie kilka godzin, ale dłużej raczej nie warto.

Najwięcej turystów kręciło się w pobliżu babra – pomnika mającego reprezentować zwierzę znajdujące się na herbie miasta – tygrysa syberyjskiego. Jak się okazało, osoba która zaprojektowała ten pomnik raczej nigdy na oczy nie widziała tygrysa. Był to raczej wizerunek większego kota połączonego z łasicą, niż groźnego tygrysa :p.

Następnego dnia czekała nas podróż koleją transsyberyjską. Odcinek miał być krótki, bo zaledwie 2000 km w czasie ok 30h, ale byliśmy ciekawi tego szeroko opisywanego na różnych blogach doświadczenia.

O tym jak nam się podobało przeczytacie w kolejnym wpisie, który ukaże się za 2 tygodnie.

A jeśli chcecie przeczytać poprzednie wpisy to zapraszamy tutaj:

-> Ryga – część 1

-> Petersburg – część 2

-> Moskwa – część 3

-> Wyspa Olchon na Bajkale – część 4