To już ostatnia część naszych opowieści z Gruzji. Odwiedzimy wiele pięknych miejsc <3. Dzisiaj na celowniku Kutaisi i okolice- kanion Martvili, jaskinia Prometeusza oraz rezerwat Sataplia.
A jeśli chcesz się dowiedzieć jakie przygody spotkały nas w Batumi to koniecznie zajrzyj tutaj: Gruzja część 7.
Wycieczka z Budget Georgia.
Kolejnego dnia mieliśmy wykupiony transport z firmy Budget Georgia na wycieczkę do dwóch jaskiń i dwóch kanonów niedaleko Kutaisi. W planie na ten dzień były kaniony: Martvili i Okatse oraz jaskinie: Prometeusza i Sataplia (jaskinia w rezerwacie). 35 GEL od osoby to naprawdę dobra cena. Da się oczywiście dojechać do tych miejsc marszrutkami i/lub stopem, ale w tym układzie nie ma szans żeby zwiedzić wszystko jednego dnia. Można też wynająć samochód (co na początku chcieliśmy zrobić), ale jest to opcja sporo droższa jeśli podróżuje się we 2 osoby.
O 8:50 zajechali po nas minibusem, odebraliśmy jeszcze 2 inne pary i w 6 osób (plus przewodnik) wyruszyliśmy. Po drodze dowiedzieliśmy się, że kanion Okatse jest zamknięty, więc zamiast niego zwiedzimy monastyr w pobliżu kanionu Martvili. Bardzo chciałam przejść się po zawieszonej wysoko nad ziemią kładce, która się tam znajduje, więc nie była to najlepsza wiadomość. No ale co zrobić. Warto pojechać od czasu do czasu na wycieczkę z przewodnikiem, ponieważ można dowiedzieć się ciekawych rzeczy z pierwszej ręki. I tak, dowiedzieliśmy się np., że do Kutaisi w 2012 roku został przeniesiony parlament z Tbilisi. Parlament ma kształt półkola, Ci którym się podoba, mówią że wygląda jak ludzkie oko, tym, którym się nie podoba mówią, że wygląda jak żółw i w ten sposób symbolizuje tempo pracy parlamentarzystów :D.
Przemyślenia z trasy.
W trakcie podróży zebrałam kilka ciekawostek z Gruzji. Zabraknie dokumentacji w postaci zdjęć, ponieważ nie miałam za bardzo ochoty wyciągać telefonu. Poranek sprzyjał do leniwego wpatrywania się w widoki za oknem :).
*Po drodze widzieliśmy ciekawy przypadek transportowania mebli. Samochód osobowy miał przywiązaną do dachu kanapę, 2 fotele i stolik – cały zestaw do salonu :D. Ciekawe co będzie jak mocniej zahamuje… :p. Ta sytuacja przypomniała mi o jeszcze jednym fajnym przypadku, który widzieliśmy innego dnia, a o którym zapomniałam napisać. Ktoś przewoził drabinę trzymając ją na zewnątrz, przez okno samochodu osobowego :D. Niezłe cyrki :D.
*Trafiliśmy na ‘wioskę świń’ :D. To, że luzem po ulicy chodzą sobie krowy i drób wszelaki to wiadomo, można się tego spodziewać, ale przejeżdżając przez jedną z wiosek co dwa metry na poboczu lub na samej ulicy stały sobie świnie. Ciekawe czy tak jest tutaj codziennie czy po prostu trafiliśmy na jakiś dzień wyprowadzania świń :p
*Kaki rośnie w bardzo ciekawy sposób… O tej porze roku drzewa wyglądają jak wysuszone, nie ma ani jednego listka, natomiast gałęzie wręcz uginają się pod naporem ciemno-pomarańczowych owoców, bardzo osobliwie to wygląda 🙂
Monastyr Martvili.
Naszym pierwszym przystankiem był monastyr położony blisko kanionu Martvill. Dowiedzieliśmy się, że sam król Dawid IV, zwany Budowniczym pobierał nauki w wieży położonej zaraz obok świątyni. To tutaj uczył się jak pokierować swoim krajem, co zresztą mu się udało doskonale, ponieważ Gruzja za jego panowania była bardzo silnym i rozwiniętym krajem.
Kanion Martvili.
Kolejnym przystankiem był kanion Martvili. Poza samym przejściem przez kanion można było wykupić również przepłynięcie pontonem. W kanionie honorowana jest polska legitymacja studencka, więc zamiast płacić 15 GEL za wejście, zapłaciliśmy 5 :). Niestety na ponton nie było zniżek… :p. Ogólnie kanion jest piękny, trasa pontonem (ok 7 min w jedną stronę i 7 min z powrotem) jest piękna, ale samo przejście kanionu to dosłownie 5 minut. Moim zdaniem oryginalna cena, bez zniżki jest zdecydowanie za wysoka. Nie widzę uzasadnienia, dla którego liczą sobie aż tak dużo pieniędzy za tak krótka rozrywkę.
Jaskinia Prometeusza.
Następnym miejscem naszych odwiedzin była jaskinia Prometeusza. Tutaj za wejście należy zapłacić 20 GEL (chyba że jest się studentem to 5 :D). Sama jaskinia jest piękna! Te wszystkie formacje skalne! I nie jest to jaskinia z rodzaju tych ciasnych i klaustrofobicznych, można cieszyć się ogromną przestrzenią! Jedyne co mnie nieco.. Rozbawiło… To te światła :p. Gruzini mają ogromny pociąg do kiczowatych świateł :D. I to nie w stylu ‘a walnijmy sobie w całej jaskini czerwone światło’, tylko w stylu ‘a walnijmy sobie wszystkie kolory tęczy. Albo nie! Zróbmy tak, żeby co 2 metry było zmienne światło: czerwone, zielone, niebieskie, pomarańczowe.. No! To jest to… Można obejrzeć jaskinię w każdym odcieniu tęczy’ :D. Trochę śmiesznie to wygląda :p. Śmiesznie albo… magicznie :p. Jak kto woli :D.
Supra.
Po jaskini przyszedł czas na obiad. Przewodnik zabrał nas do małej knajpki i posadził wszystkich przy jednym stole. Wyjaśnił nam, że w Gruzji jedną z bardzo ważnych tradycji jest tradycja wspólnych posiłków – biesiad, zwanych ‘Supra’. Podczas tych imprez wybiera się ‘przewodniczącego’ – Tamadę, który odpowiada za wznoszenie toastów, co jest bardzo ważnym zadaniem. Istnieją toasty obowiązkowe i toasty dodatkowe. Pierwszy obowiązkowy toast jest zawsze za Boga. Tamada siedzi na szczycie stołu, a że akurat siedział tam Piotrek, to został wyznaczony do tej ważnej roli :D. Nie wiadomo skąd, przewodnik postawił na stole trochę czaczy i nalał wszystkim do szklanek, a Piotrek wzniósł toast za wspaniały Gruziński kraj i za tę bardzo udana wycieczkę :).
Rezerwat Sataplia.
Ostatnim przystankiem na naszej drodze był rezerwat Sataplia. Od przewodniczki w parku dowiedzieliśmy się, że ta nazwa oznacza dokładnie ‘miejsce miodu’, a wzięła się od zamieszkujących w skale 20 rodzin dzikich pszczół, które były 2 razy większe od obecnych gatunków… No właśnie… Były.. Bo do teraz ostała się tam tylko jedna rodzina. W rezerwacie odkryto i zabezpieczono ślady dinozaurów, chociaż jakieś takie one małe… Mimo, że zostało nam wyjaśnione, że kiedyś te ślady były 2-3 razy większe, to w dalszym ciągu wydają się za małe jak na ślady dinozaurów :p. Ale nauki nie ma co kwestionować :D.
Dodatkowo w rezerwacie znajduje się pierwotny las kolchidzki, który można zobaczyć tylko w tym jednym miejscu na świecie! Do zwiedzania jest również udostępniona jaskinia, dużo mniejsza i dużo mniej efektowna od tej jaskini Prometeusza, ale całkiem przyjemna… Może dlatego, że nie ma tam tłumów, a zwiedza się ją indywidualnie przy spokojniej, płynącej z głośników muzyce. Znajduje się tam również stalagmit, który wygląda jak olbrzymie, ludzkie serce! Robi niesamowite wrażenie. W parku znajduje się szklana platforma, na którą możemy wejść, żeby podziwiać widoki. Platforma mogłaby robić większe wrażenie gdyby nie była taka brudna :p.
Po powrocie.
Po zakończonym zwiedzaniu odwiedzono nas pod hostel. Właścicielka była tak miła, że pozwoliła nam się wymeldować z pokoju nieco później kolejnego dnia. Pozwoliła nam również zostawić bagaże, żebyśmy mogli swobodniej zwiedzać Kutaisi i na koniec zadzwoniła do firmy, która organizuje przejazdy na lotnisko, żeby nas zabrali (Georgian Bus zabiera wszystkich spod ich miejsca zamieszkania, co jest całkiem wygodne, ponieważ dworzec autobusowy w Kutaisi znajduje się dość daleko od centrum).
Kutaisi.
Kolejny, ostatni już dzień poświęciliśmy na zwiedzanie Kutaisi. Rozpoczęliśmy od najbardziej rozpoznawalnego symbolu w Kutaisi – Katedry Bagrati, która powstała baaardzo dawno temu – w 1003r. i symbolizowała jedność narodową i potęgę polityczną kraju. Oczywiście przez lata została zniszczona, ale w połowie XX wieku rozpoczęła się jej renowacja, która na dobre zakończyła się w 2012 r. W 1994 r. katedra została wpisana na listę UNESCO, w 2009 r. rozpoczęto jej renowacje mimo stanowczego sprzeciwu UNESCO (obawiano się, że renowacja naruszy historyczną autentyczność obiektu). No i Gruzja się doigrała. W 2010r. Katedra została wpisana na listę dziedzictwa zagrożonego, a w roku 2017 została całkowicie usunięta z listy UNESCO.
W Kutaisi nie ma za wiele ciekawych miejsc do zwiedzania, ot można się troszkę pokręcić po centrum. Mieliśmy okazję przejść się po parku w centrum, zobaczyć teatr narodowy oraz fontannę na środku ronda. Przejechaliśmy się również dość starą kolejką linową (nie wyglądała na zbyt bezpieczną, a do wagoniku wciśnięto 11 osób mimo ścisłych zaleceń, żeby nie jechało nią więcej niż 8 osób). Jakoś przeżyliśmy ten krótki wjazd, a na górze naszym oczom ukazał się przyjemny widok na miasto. Dalej było tylko lepiej, na szczycie znajduje się stare wesołe miasteczko, wszystko wygląda jakby pamiętało jeszcze czasy ZSRR. Z własnej woli nie wsiadłabym na żadną maszynę :p.
To już jest koniec.
Z racji braku jakiś większych atrakcji, więc spędziliśmy sporo czasu w restauracji po raz ostatni racząc się smakołykami kuchni gruzińskiej i popijając domowym winem. I to by było na tyle. Około godziny 19 wyruszyliśmy do hostelu po odbiór plecaków. Około 20 odebrał nas autobus. Kontrola na lotnisku, dłuższa chwila oczekiwania na lot… No i… jesteśmy w domu. Na pewno będziemy tęsknić, kto wie, może jeszcze kiedyś wrócimy 🙂
Podsumowanie.
To już jest koniec naszej relacji z Gruzji. Mam nadzieję, że Ci się podobało, a jeśli tak to nie martw się, że to już koniec. Niedługo wstawimy tutaj nieco porad praktycznych, które na pewno Ci się przydadzą w organizacji wyjazdu do Gruzji :).
A jeśli jeszcze nie miałeś/aś okazji zapoznać się z naszymi przygodami to zapraszam Cię do poprzednich wpisów o Gruzji! 🙂
- Gruzińska punktualność;
- Gruzińska Droga Wojenna i szalony kierowca;
- Cminda Sameba, czyli najpiękniej położona cerkiew w Gruzji;
- Dolina Truso – najpiękniejsza gruzińska dolina;
- Zwiedzanie Tbilisi;
- Skalne miasto w Wardzi i Akhaltsikhe;
- Batumi – o przyjemnych i nieprzyjemnych przeżyciach.