Tak jak obiecałam w poprzednim wpisie… zapraszam na nową dawkę historii i zdjęć z zachwycającej Gruzji. Opowiem wam jak wygląda Gruzińska Droga Wojenna z Tbilisi do Kazbegi, szczególnie w towarzystwie szalonego kierowcy :D.
Jeśli chcesz się dowiedzieć jakie były nasze początki w Gruzji to zapraszam do przeczytania wpisu Gruzja część 1.
Gruzińska Droga Wojenna i szalony kierowca.
Gruzińscy piraci drogowi.
Ruszyliśmy z Tbilisi do Kazbegi z naszym taksówkarzem. Kierowcy niewątpliwie bardzo się spieszyło, prawdziwy pirat drogowy :p. O kierowcach w Gruzji dużo słyszeliśmy: że wyprzedzają na trzeciego, że pędzą niemiłosiernie, że nie mają poszanowania dla innych uczestników ruchu… I to wszystko okazało się prawdą :p. Nasz kierowca ciągle wyprzedzał, wpychał się, trąbił i złorzeczył pod nosem (ale dzięki Bogu nas dowiózł całych i zdrowych :p). Mimo tego temperamentu diabła wcielonego, przy każdej świątyni grzecznie wykonywał znak krzyża (trzykrotnie i oczywiście od prawej strony – w Gruzji króluje prawosławie). Gruzini to w ogóle bardzo religijny naród. Na chrześcijaństwo przeszli dużo szybciej niż Polacy, bo już w 337 roku n.e. Wiara jest głęboko zakorzeniona w ich świadomości, wydaje się, że jest tak samo ważna dla starszego, jak i młodszego pokolenia.
Gruzińskie niedorzeczności.
W trakcie jazdy w pewnym momencie nasz kierowca zatrzymuje się przed mostem, pokazuje nam palcem na roboty drogowe i puka się w głowę złorzecząc na bezmyślność robotników. I faktycznie, miał rację, wyglądało to dosyć komiczne – przy drodze stała ciężarówka, a w jej zasięgu dwie koparki. Pierwsza koparka wyrzucała piach na drogę, a druga zbierała ten piach z drogi i wrzucała go na przyczepę. Kwestia jest tylko taka, że obie koparki były w stanie dosięgnąć do przyczepy. Czy nie lepiej byłoby gdyby obie na raz wrzucały piach do przyczepy!!!??? Nasz kierowca był oburzony, a nas to rozbawiło. No cóż, przynajmniej w ten sposób dwóch kierowców koparek ma pracę, a nie tylko jeden :D. Pogoda w tym dniu była jak w kalejdoskopie, najpierw chlapa i deszcz, w górach mgła, śnieg i grad, a po przekroczeniu przełęczy piękne słoneczko.
Gruzińska Droga Wojenna.
Droga prowadząca z Tbilisi do Kazbegi nosi dumną nazwę “Gruzińska Droga Wojenna”. Można dojechać nią aż do Władykaukazu w Rosji. Trasa jest tak malownicza, że ciężko oderwać wzrok! My byliśmy tam jesienią i kolory, które można spotkać w dolnych partiach tej drogi… Zapierają dech… Czerwień, pomarańcz, żółć i to wszystko na tle górskich krajobrazów. Czym wyżej tym lepiej! Wprawdzie kolory znikają, ale pojawia się prawdziwy, wysokogórski krajobraz z żółtymi trawami i skalistymi szczytami. Coś pięknego!
Ananuri.
Wracając do samej jazdy, kierowca zatrzymał się w obiecanych nam wcześniej miejscach. Pierwszym przystankiem było Ananuri, twierdza leżąca nad rzeką Aragwi. Całkiem ładnie, chociaż zakładam, że w promieniach słońca musi to wyglądać jeszcze lepiej! Sami spójrzcie!
Przełęcz Krzyżowa.
Kolejnym przystankiem była Przełęcz Krzyżowa. Jest to najwyższy punkt gruzińskiej drogi wojennej (2379 m n.p.m) i podobno roztacza się stamtąd nieziemski widok. My natrafiliśmy na mgłę gęstą jak mleko, więc ciężko nam to potwierdzić. Patrząc na widoki z niższych poziomów, jesteśmy w stanie w to uwierzyć! Każdy rodzaj pogody ma jakiś swój urok, no czyż to nie jest bardzo klimatyczny, mroczny wręcz obrazek?
Źródła Mineralne.
Ostatnim przystankiem były źródła mineralne, 4 km od przełęczy. Spływająca z góry woda osadza wapień, który tworzy kolorowe formacje skalne, szybka foteczka i uciekliśmy do samochodu (nieprzyjemna mżawka).
Kilka kilometrów dalej niebo się całkowicie wypogodziło i mogliśmy podziwiać wysokogórskie krajobrazy.
Kazbegi (inaczej Stepancminda).
W końcu dotarliśmy do Kazbegi. Wioska sama w sobie brzydka (chociaż szybko się rozwija, na każdym kroku coś się buduje), ale te widoki!!! Krajobraz dookoła! Góry, słynna Cminda Sameba i Kazbek – najwyższy szczyt w Gruzji! Po prostu pięknie!
Hostel.
Doczłapaliśmy do naszego guest house, Pani która tam mieszka mówi tylko po Rosyjsku i to mówi jak najęta, nie przyjmując do wiadomości, że my rozumiemy z tego piąte przez dziesiąte :D. W dodatku mieliśmy nieodparte wrażenie, że wypiła nieco za dużo czaczy tego dnia :p. (Czacza to gruziński, bardzo mocny alkohol). Mimo tego powitania pokój okazał się bardzo przyjemny i schludny. Za jedyne 25 GEL za noc mieliśmy bardzo przyzwoite warunki i łazienkę w pokoju. Zdecydowaliśmy się zostać tam przez 3 noce, mimo że pierwotnie zarezerwowaliśmy tylko jedną.
Jedzenie.
Po zameldowaniu poszliśmy coś zjeść w polecanej restauracji o nazwie Kazbegi Good Food. Po wejściu ma się wrażenie, że jest się w jadalni u babci na wsi i w dodatku nikogo poza nami tam nie było. Niezrażeni pierwszym wrażeniem zamówiliśmy, a jakże – chaczapuri po adżarsku oraz Chinkali. Będąc w Gruzji koniecznie trzeba zjeść te 2 słynne dania, których próbowaliśmy już wcześniej w Polsce.
Co ciekawe nie otrzymaliśmy sztućców do tego zamówienia :p. To, że Chinkali je się rękoma wiedziałam, ale że chaczapuri również to już nie miałam pojęcia. Chinkali je się w następujący sposób: łapie się Chinkali za górną część, odgryza się kawałek ciasta i wypija bulion ze środka, a dopiero później je się resztę. Co do chaczapuri po adżarsku: odrywa się kawałek ciasta i miesza się jajko w środku, a następnie je się placek odrywając kawałki i maczając je w jajku. Jestem ogromną fanką Chinkali i tym razem również mnie nie zawiodło, było pyszne ?. Chaczapuri też nie było złe, ale jednak surowe jajko jakoś do mnie nie przemawia i chyba więcej nie zamówię tego specjału. Jeśli chaczapuri to jakaś jego inna odmiana, np. po megerelsku.
Do obiadu zamówiliśmy również litr domowego, białego wina. Okazało się że litr to trochę (za) dużo :D. Wino smakowało odrobinę jak bimber, tylko słabszy, ale nadal mocniejszy niż zwykłe wino (strzelam w jakieś 20%) . Po takiej dawce było nam już bardzo wesoło. Po restauracji poszliśmy do sklepu, Kazbegi oferuje zakupy w jedynym w swoim rodzaju ‘markecie Google‘, ciekawe tylko co na to oryginalne GOOGLE :D.
Ciąg dalszy nastąpi.
Jeśli chcesz się dowiedzieć o wycieczce do najpiękniejszego miejsca naszej wyprawy (i z pewnością najbardziej znanego z pocztówek), to zapraszam Cię przeczytania kolejnego wpisu z Gruzji – Gruzja część 3. 🙂