Tak jak obiecałam w poprzednim wpisie… Zapraszam do oglądania zdjęć z zachwycającej Gruzji. A dzisiejsze zdjęcia będą szczególnie zachwycające! Odwiedzimy Cminda Sameba czyli najbardziej znaną i ‘pocztówkową’ cerkiew w Gruzji :).
Jeśli chcesz się dowiedzieć co-nieco o naszej trasie przez Gruzińską Drogę Wojenną oraz o sposobie jazdy gruzińskich kierowców to zapraszam cię do wpisu Gruzja część 2.
Cminda Sameba – najpiękniej położona cerkiew w Gruzji!
Droga do świątyni.
Następnego dnia, przed godziną 10 maszerowaliśmy w stronę Cminda Sameba – kościołka położonego u stóp Kazbeku, najbardziej ‘pocztówkowego’ w Gruzji. Pod świątynię można zajechać taksówką, ale nas ta opcja nie interesowała, więc nie mamy pojęcia ile to mogło kosztować. Chcieliśmy się przejść, tym bardziej, że trasa jest krótka. W ciągu całego dnia zrobiliśmy niecałe 10 kilometrów, włączając w to kręcenie się w tę i z powrotem pod kościółkiem. Jedyna trudność tego podejścia leży w jego stromości. Jeśli nie idzie się drogą dla samochodów tylko jedną z kilku ścieżek pieszych to faktycznie można się zmęczyć. My wybraliśmy akurat tę najbardziej stromą, ale najkrótszą :p. Idąc pod górę, w otoczeniu lasu, ciągle dochodziły nas jakieś dźwięki budowy, stukanie, kopanie, silniki maszyn. Jakie było nasze zdziwienie gdy okazało się, że na trasie robotnicy budują drogę asfaltową pod sam kościół! Do tej pory była to zwykła droga szutrowa, a każdy przejazd samochodu wzburzał kłęby kurzu, a teraz… Asfalcik do samego końca…
Kawałek musieliśmy się tym asfaltem przejść, ponieważ istniejącą do tej pory ścieżka dla pieszych, przecinająca co jakiś czas drogę dla samochodów, została częściowo zniszczona i odcinkami nie było innego wyjścia jak spacer asfaltem. Widoki na miasto Kazbegi z każdym metrem były coraz bardziej zachwycające, bo i my byliśmy coraz to wyżej! W końcu wyszliśmy na polanę przy kościółku, a naszym oczom ukazał się najpiękniejszy widok jaki można sobie wyobrazić! Widok na Cminda Sameba i Kazbek!
Na górze!
Wszędzie dookoła było tak cudownie, tak pięknie! Piotrek chyba miał mnie już dość, bo przez długi czas nie byłam w stanie wydusić z siebie innego zdania niż: ‘Boże, jak pięknie!’. W drodze do kościółka podszedł do nas pies. Przez chwilę możnaby go pomylić z Amonem, psem mojej siostry! Umaszczenie identyczne! Amon to syberian husky, a ten napotkany w Gruzji wyglądał jak lekko skundlony malamut. Ale i tak możnaby go wziąć za starszego brata Amona :D. Sami zobaczcie, czy nie łatwo o pomyłkę?! :D. (z braku laku lepszego zdjęcia Amona dodaję takie zrobione naprędce 🙂 )
W okolicy Cminda Sameba spędziliśmy sporo czasu, ciesząc oczy wspaniałymi widokami i robiąc milion zdjęć. Zresztą zapraszam do oglądania, bo słowa nie są w stanie tego oddać.
Jest jednak pewna rzecz, która mnie smuci. Na górze asfalt był już położony i szczerze mówiąc, załapaliśmy się chyba na ostatnią chwilę, żeby poczuć klimat tego miejsca. A najgorsze co Gruzini mogli wymyślić, to wybetonowanie ogromnego parkingu na samej górze, praktycznie pod samym kościółkiem. Totalnie zepsuli tym widok. Już sobie wyobrażam jak za rok w sezonie będą tam jeździć miliony wycieczek wielkimi autobusami i wszędzie dookoła będą rozstawione stragany, bo na turystach można zarobić… Nie mówię oczywiście, że w ogóle nie powinni tego robić, rozumiem potrzebę rozwoju, ale czy nie można było znaleźć miejsca na ten parking gdzieś niżej, tak, żeby ten najpiękniejszy widok nie został skażony cywilizacją? Bardzo przykre 🙁
Dzień zakończyliśmy w tej samej restauracji co poprzednio (Kazbegi good food). Tym razem zamówiliśmy gruzińskie zupy: Kharcho i Chikhirtma, potrawkę z kurczaka – Chakhokhbili, oraz czaczę. Czacza to gruziński bimber na bazie winogron (mocne to i strasznie wykrzywia :D).
Ciąg dalszy nastąpi.
Jeśli chcesz się dowiedzieć więcej o urokliwej dolinie Truso, to zapraszam Cię to zapraszam Cię do przeczytania kolejnego wpisu z Gruzji – Gruzja część 4. 🙂