To już przedostatnia część naszych opowieści z Gruzji. Zapraszamy Cię do Batumi, gdzie spotkały nas rzeczy zarówno miłe jak i nieco….. przerażające 😮
A jeśli chcesz poznać całą historię to zapraszam Cię po więcej do poprzedniego wpisu o Wardzi i Akhaltsikhe :). Gruzja część 6.
Dojazd do Batumi.
Tego dnia o godzinie 9 zaserwowano nam śniadanie, a o godzinie 11:30 odjeżdżaliśmy marszrutką do Batumi. Wyszliśmy nieco wcześniej i już o 11 byliśmy na dworcu. Okazało się, że była to bardzo dobra decyzja, ponieważ marszrutka odjechała 15 minut przed planowanym czasem, mimo, że nie była jeszcze zapełniona ludźmi! Ja tych zasad rządzących się transportem miejskim w krajach Azjatyckich chyba nigdy nie zrozumiem :p.
Droga była długa i męcząca, trwała ponad 6 godzin i w Batumi byliśmy już po zachodzie słońca. Po zameldowaniu w hostelu poszliśmy na kolacje do nieco droższej restauracji o nazwie Grill Town. Tego dnia szaleliśmy – zamówiliśmy dania z grilla, butelkę wina i deser, a za wszystko zapłaciliśmy 82 GEL. Ogólnie jest to spora kwota dla raczej budżetowego wyjazdu, ale raz na wyjazd można sobie pozwolić na nieco rozpusty :). Dojście do tej restauracji wymagało półgodzinnego spaceru przez centrum więc przy okazji zrobiliśmy kilka zdjęć Batumi wieczorową porą.
Ogród botaniczny w Batumi.
Cały następny dzień spędziliśmy w ogrodzie botanicznym, nie to żebyśmy byli jakimiś znawcami i fanami roślin, zdecydowanie nie, ale teren jest tak wielki, a poza sezonem jest tak cicho i spokojne, że niesamowicie nastrajało nas to na długie spacerowanie. Muszę się przyznać do małej kradzieży. Na drzewach rosło całe mnóstwo mandarynek i Kaki, więc podkradłam po jednym owocu :p. Bardzo chciałam sprawdzić, czy rosną tam takie same owoce jak można kupić na targu, czy są to może jakiś rośliny ozdobne, a owoce są paskudne :D. Po spróbowaniu okazało się, że mandarynki są pyszne, a kaki było cierpkie i niesmaczne :p.
Na koniec dnia usiedliśmy na plaży przy ogrodzie botanicznym i podziwialiśmy zachód słońca. Dzień ogólnie bardzo udany 🙂
Zwiedzanie Batumi.
Kolejnego dnia rano zostawiliśmy plecaki w hostelu i udaliśmy się na kilka godzin pozwiedzać centrum Batumi. Szczerze mówiąc miasto mnie nie zachwyciło, typowy kurort wakacyjny. Chociaż muszę przyznać, że niesamowite wrażenie robią kontrasty między dzielnicami. Z jednej strony klimat azjatycki, walące się rudery, sprzedawcy uliczni, zdezelowane pojazdy. Z drugiej strony nowoczesne wieżowce, europejskie hotele i eleganckie restauracje, wszystko to pomieszane i poplątane. Można dojść do wniosku, że Batumi wie dokładnie jak wykorzystać swój potencjał turystyczny. Jest tam zdecydowanie drożej niż w innych częściach kraju! Chodząc po Batumi cieszyliśmy się, że jest już poza sezonem i nie ma tłumów turystów dreptających wzdłuż dłuuugiego traktu przy samej wodzie. Grzaliśmy się na słoneczku i po kolei odwiedziliśmy kilka kluczowych miejsc.
Fontanna czaczy (z której kiedyś leciał Gruziński alkohol Czacza – ale już nie leci).
Diabelski młyn (który o wczesnej porze podlegał konserwacji i nie był czynny).
Pomnik Ali & Nino (normalnie te cala nowoczesna sztuka do mnie nie przemawia, ale obracające się powoli i przenikające przez siebie postacie były bardzo ciekawym pomysłem).
Małą latarnię morską stojącą zaraz przy wieży Alfabetu.
Była przyjemna pogoda, więc posiedzieliśmy troszkę nad morzem…
Delfinarium i jeziorko Nurigeli.
Oraz plac europejski…
Napad (dosłownie).
No właśnie… Muszę was przenieść do tego co się stało przy placu europejskim poprzez zacytowanie swojej własnej relacji pisanej w afekcie, zaraz po fakcie:
“To co wydarzyło się przed chwilą jest jakimś żartem! Piszę to od razu po zdarzeniu, kiedy emocje jeszcze mnie nie opuściły! Wyobraźcie sobie. Idziemy przez samo centrum miasta, plac ‘Europy’. Dookoła same eleganckie restauracje i jakieś dzieciaki bawiące się na chodniku. Nie zwróciliśmy na nie szczególnej uwagi, ot dzieci, a my idziemy i podziwiamy widoki.
Nagle, w momencie kiedy obok nich przechodzimy, orientujemy się, że to nie są gruzińskie dzieci tylko cygańskie (nigdy dotąd nie miałam uprzedzeń, nigdy nie ośmieliłabym się mówić źle o kimś innej rasy czy wyznania… do teraz). Jedna dziewczynka podbiegła do Piotrka, złapała go za rękę i wystawiła swoją w żebraczym geście. To były kwestie kilku sekund jak wszystkie te dzieci dosłownie rzuciły się na nas, w szczególności na Piotrka (ja nie miałam kieszeni z których można coś ukraść), nie byliśmy w stanie się opędzić. Ich małe ręce chwytały za ubrania, za ręce, próbowały dostać się do kieszeni w poszukiwaniu łupów. Jak jakieś mrówki, gdy przez przypadek usiądziesz na ich mrowisku, albo jak jakieś osy jeśli naruszysz ich gniazdo, koszmar!
Najgorsze chyba w tym wszystkim było, że absolutnie nikt nie zareagował! Cholera, byliśmy w samym centrum miasta i ludzie to widzieli! I nic! Kompletna znieczulica. A nieopodal siedziała jakaś starsza cyganka, przytakująca dzieciom z zadowoleniem, zapewne wyznaczona do roli pilnującej i zbierającej pieniądze ‘matki’. Ledwo udało nam się uciec! To ich obleganie trwało z dobrą minutę! I co zrobisz? Uderzysz takie dziecko? Udało nam się przedrzeć do jednej z tych eleganckich restauracji. Dopiero wtedy dały nam spokój, po drodze ściągnęły Piotrkowi kurtkę, którą miał przewiązaną w pasie. Piotrek przez całe zdarzenie trzymał się za kieszeń, w której miał portfel, a drugą rękę z telefonem trzymał wysoko nad sobą, więc ciężko mu było coś ukraść. Na szczęście napaść skończyła się fiaskiem dla napadających. Wyszliśmy z tego cało i bez strat. Ale nigdy w życiu nie spodziewałabym się, że w Gruzji będę bać się stada dzieci bardziej niż stada bezpańskich psów.”
Po napadzie.
Myślę, że z tej wypowiedzi czuć wiele emocji i nie muszę dodawać już nic więcej. Po tym zdarzeniu byliśmy bardzo wzburzeni i nie mogliśmy się otrząsnąć więc poszliśmy do restauracji coś zjeść i napić się kojącego nerwy piwka. Ostatecznie można powiedzieć, że mieliśmy sporo szczęścia, bo nic nam nie ukradziono, a emocje były tak duże, bo szczerze mówiąc… Nigdy nic nam nie ukradziono, a przecież nie jest to nasza pierwsza podróż. Po jedzeniu odebraliśmy nasze plecaki i ruszyliśmy na dworzec w poszukiwaniu marszrutki do Kutaisi, jakoś tak nie mieliśmy ochoty na zatrzymywanie się dłużej w Batumi.
Ostatecznie gdy emocje opadły mogę powiedzieć tyle, że w Batumi najbardziej podobał mi się ogród botaniczny :).
Ciąg dalszy nastąpi…
Zapraszam cię na ostatni już wpis relacji z Gruzji! Odwiedzimy kanion Martvili, jaskinie Prometeusza, rezerwat Sataplia oraz Kutaisi! Gruzja część 8.